poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Czarnej Wdowy Do Demona

Była noc. Pełnia. Za kilka minut miała się przenieść do kriny zmarłych. Nie miałam żadnego konia do "wyjęcia" ale i tak postanowiłam się przenieść. Tylko tam czułam się jak w domu. Oczywiście jeśli domem można nazwać ciemną, mroczną kraine po której błąkają się bez celu dusze zmarłych koni. Gdy tak rozmyślałam i zbierałam energię (przeniesienie jest bardzo męczące) usłyszałam cichy dzwięk. Jakby ktoś próbował się skradać, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło. Odwróciłam się w stronę z której dochodził i zastrzygłam uszami. Tak, wyraźnie widziałam ciemną sylwetkę poruszającą się między drzewami.
> - Ej, ty widzę cię! - krzyknęłam.
> Tajemniczy koń (bo na to wskazywałby kształt ciała) zamarł, a potem ruszył w moją stronę. Gdy wyszedł mogłam mu się dokładnie przypatrzeć w świetle księżyca. Miał jasną sierść. Był to ewidentnie ogier. Cóż, nie dało się również nie zauważyć jego wielkich, lśniących, złotych skrzydeł które wyglądały jakby emanowały własnym światłem.
> - Pozer. - pomyślałam po czym odezwałam się opryskliwie:
> - Te, laluś co ty tu robisz? Nie widzisz że pracuję??
> - Nie jestem "laluś" - odpowiedział, oburzony - a robię tutaj co chcę. Lepszym pytaniem byłoby co TY tutaj robisz?
> - Ja tutaj odprawiam rytuał. Nie wnikaj, i tak nie zrozumiesz - odparłam sarkastycznie, po czym odwróciła się do niego zadem, z zamiarem ignorowania go.
> Nie było mi to jednak dane. Po chwili namysłu nieznajomy odparł głosem nabrziałym od gniewu:
> - Nie możesz sobie od tak, odprawiać rytuaów na ziemi mojego stada.
> - Twojego stada? - wycedziłam przez zęby, powoli się do niego odwracając - Twojego stada?! Jestem pomocnicą boga Śmierci, kostuchą, Czarną wdową, a ty mi mówisz gdzie mogę być, a gdzie nie?! - wysyczałam mu te słowa prosto w pysk.
> Stał oniemiały. Z doświadczenia wiem że taki szept jest o wiele bardziej przerażający od krzyku.
> - Jednak, muszę mu oddać jest odważny - pomyślałam, gdy ten nie uciekł z rżeniem.
> - W takim razie, może dołączysz do naszego stada? - zapytał, nagle ni z tąd ni z owąd.
> Tym razem to mi zabrakło słów.
> - Ja i stado? Nigdy! - pomyślałam, lecz po chwili naszły mnie wątpliwości - chociaż może? Miło by było mieć własny kąt i ... przyjaciół. Może nawet chłopaka?
> Po chwili wachania odpowiedziałam - czemu nie? Może być ciekawie.
> Mój rozmówca odpowiedział entuzjastycznie - dobrze, zatem chodź za mną, zaprowadzę cię do Alfy.
> Ruszyliśmy przez las.
> Jedna myśl kołatała mi się po głowie. Wreszcie postanowiła zapytać:
> - Jak masz na imię?
> Pegaz odwrócił głowę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wzdrgnęłam się. To nie był miły uśmiech.
> - Demon. Mam na imię Demon.
> (Demon?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz