środa, 31 grudnia 2014

Od Kasinerri Do Hermesa

> Byłam spragniona. Zostałam sama. Raz na jakiś czas spotkałam jakiegoś konia, ale ten miał ważniejsze sprawy. Pustynia.. bez wody.... słońce świeci.... w nocy ulewy. Nie miałam stada, stajni.. nic. Zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby wrócić do taty. Dingo biegały, raz na jakiś czas widywałam też stada Indian krzyczących okrzyki. Wyglądałam trochę dziwnie. Biało-niebieski, bajkowy koń w słońcu na pustyni. Bez żadnego pomysłu na życie. Co teraz? Nie podejdę do żadnego plemienia. A moce? Wystarczą mi na znalezienie jedzenia i miejsca do spania, ale przyjaciół? Rodzinę? Nie...
> ***
> Po długiej wędrówce znalazłam schronienie. Przeniosłam rogiem liście, wodę.. i na parę dni miałam wszystko z głowy. Sawanna. Śpiewające ptaki, zwierzęta, "cywilizacja" i...ja- kolorowy jednorożec. To coś nie odgrywało najlepszej pary. Położyłam się na liściach i zasnęłam. Nagle ktoś mnie obudził.
>  - Witaj! - krzyknął.
> Stanął przede mną piękny ogier. Od razu wpadł mi w oko.
>  - Hej - odpowiedziałam
>  - Jestem Kasanerri, dla przyjaciół Kas.
>  - Hermes.
> < Hermes? Przystojniaczku.. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz