środa, 21 stycznia 2015

Od Czarnej Wdowy CD Hermes

Zmieszałam się lekko.
- Hermes to... trochę dziwne - powiedziałam z wahaniem - ja boję się że się zrazisz.
W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.
- Już nic mnie nie odstraszy - zarumieniłam się na te słowa.
- No dobra sam chciałeś - powiedziałam.
- Naprawdę nie znasz tej historii - zapytałam sceptycznie
Coś tam wiem, ale wolałbym usłyszeć ją od ciebie - uśmiechnął się zachęcająco.
- Cóż... Było to dokładnie 4 lata 11 miesięcy i 5 dni temu. Obudziłam się w kałuży krwi. Bez wspomnień, bez marzeń, bez uczuć. Nie byłam nawet przerażona, zdziwiona, zła. Całkowita pustka. Pierwsze co zobaczyłam to oblicze jakiegoś konia. Widocznie coś mówił ale słuch powrócił dopiero po chwili.
- .... i dlatego jesteś teraz tutaj - dokończył tenże koń z zadowoleniem.
Chciałam mu w tedy powiedzieć że nie wiem o co mu chodzi lecz język stanął mi kołkiem.
Nie pamiętałam jak się mówi! Wpadłam w panikę. Tak, to był ten bodziec który poruszył we mnie wszystko. Uczucia. Najpierw złość, potem niedowierzanie i strach.
Zerwałam się z ziemi i rozejrzałam przerażonym wzrokiem.
Jak się domyślasz ten widok nie napawał spokojem.
Byłam w krainie umarłych. Wszędzie siarka, ciemne skały, potępione dusze. Nie zbyt przyjemnie jeśli jest się w szoku.
Chyba w tedy zemdlałam.
Hermes mi przerwał:
- ty? zemdlałaś? - zapytał.
Prychnęłam na niego i kontynuowałam opowieść:
- Kiedy się obudziłam leżałam w jakiejś twierdzy, a ten tajemniczy koń stał do mnie tyłem i coś mamrotał.
Brzmiało to mniej więcej tak:
- Jak to możliwe? Przecież miała być tylko maszyną do zabijania. Bez uczuć, bez woli. Coś poszło nie tak...
Przerwałam ten monolog, chrząknięciem.
- Tak Hermes, znów wiedziałam jak mówić - odpowiedziałam mu na niezadane pytanie.
Obcy koń powoli się do mnie odwrócił.
- Jak wiesz mam trochę problemy z samokontrolą i nie potrafię utrzymać języka za zębami, więc pewnie domyślasz się jaka była moja reakcja - powiedziałam do Hermesa szczerząc się w drapieżnym uśmiechu.
- Hej ty! Naprawdę nie rozumiem co tutaj się dzieje, ani dlaczego tu jestem, ale jeśli już mnie tutaj ściągnąłeś to nie mów że coś jest ze mną nie tak! - krzyknęłam do niego, wzburzona.
Jego mina się zmieniła. Wyglądał teraz przerażająco.
W tamtym momencie pomyślałam że jednak trochę przesadziłam.
Szykowałam się na jego złość gdy usłyszałam.... śmiech.
Koń tarzał się po ziemi, śmiejąc się do rozpuku.
- Śmiał się? - zapytał z niedowierzaniem Hermes.
- Też byłam zdziwiona - odpowiedziałam i ciągnęłam moją historię.
- Czemu się śmiejesz? - zapytałam podejrzliwie.
Ogier wreszcie wstał z podłogi i uśmiechnął się do mnie.
- Oh, po prostu pomyślałem że świetnie będzie się nam razem pracowało. Jestem Set, a ty? - zapytał z niewinną miną.
- Ja... - już chciałam odpowiedzieć lecz zdałam sobie sprawę że ze mnie kpi. Nie pamiętałam swojego imienia - Nazywam się... - potoczyłam spojrzeniem po tym ponurym świecie. Wszystko miało czarny, przygnębiający kolor. I nagle w mojej głowie ukazała się idealna odpowiedź - Czarna Wdowa.
Uśmiechnęłam się z zadowoleniem widząc jak jego mina rzednie.
- Ty? Dlaczego akurat takie imię? - zapytał zdziwiony.
- A co nie pasuje? Mogłabym się nazywać mroczny kosiarz, ale to chyba nie w moim guście - odpowiedziałam grobowym głosem.
Set poznał się na moim wisielczym humorze i znowu się roześmiał.
W tedy wydawało mi się że dobrze się dogadamy. I miałam rację.
- Wow - powiedział zszokowany Hermes - i co było dalej?
- Dalej... - powiedziałam rozmarzonym głosem.
Od Set'a dowiedziałam się jakie będzie moje zadanie.
Przez 2 lata szkolił mnie na "wojownika śmierci" jak ironicznie nazywałam moją funkcję.
W międzyczasie dowiedziałam się o kilku rzeczach. Poznałam swoje moce, dowiedziałam się że Set jest bogiem śmierci (nie zdziwiło mnie to), że na górze jest jeszcze jeden świat (to już bardziej mnie zaciekawiło).
Podczas treningów i w życiu codziennym Set próbował grać rolę surowego nauczyciela, ale nie szło mu to najlepiej. W końcu porzucił swoją maskę i po prostu został mim starszym, wszechpotężnym bratem.
- Co ćwiczyłaś? - zapytał Hermes.
- Cóż... swoje moce, walkę wręcz, z bronią, słowem wszystko co mogło mi się przydać w tej niewdzięcznej pracy - uśmiechnęłam się.
Nagle całą jaskinią zatrzęsło.
- Dobra, Set! Wcale nie niewdzięczną! Uwielbiam ją! - krzyknęłam a wstrząsy ustały.
Roześmiałam się widząc zszokowaną minę Hermesa.
- Co... to... że jak? - zapytał.
- Ah, to tylko mój braciszek przypomina mi o swojej obecności - zachichotałam - To co? chcesz dalej?
Hermes przytaknął energicznie, ale dalej z niepokojem wpatrywał się podłoże.
- Lata mijały i w końcu byłam gotowa aby wyjść na powierzchnię. Oczywiście Set strasznie się nade mną trząsł, ale zapewniłam go że nic mi nie będzie i wreszcie odpuścił. W pierwszych dniach byłam lekko zagubiona tymi wszystkimi odgłosami, zapachami, zwierzętami. A przede wszystkim słońcem. Paliło moją skórę, ale byłam nim zbyt zafascynowana aby się przed nim ukryć. Czasami stawałam na środku polany i wpatrywałam się w nie aż ni nie widziałam. Były to trochę zwariowane, beztroskie dni. Aż pewnego dnia dostałam rozkaz od Seta.
Usłyszałam go głośno i wyraźnie w środku głowy.
- Idź na północ i znajdź starego rzemieślnika, Ataleja. Jest już w odpowiednim wieku aby umrzeć, lecz kurczowo trzyma się życia. Przyprowadź go do mnie. - brzmiał rozkaz.
Więc musiałam ruszać. Taka wola boska. Po kilku dniach dotarłam do wioski.
I wyobraź sobie moje zdziwienie gdy okazało się że jest to wioska ludzi!
- Ludzi?! Gdzie ty byłaś że ludzi widziałaś? - wykrzyknął zaskoczony Hermes.
Uciszyłam go machnięciem kopyta.
- Szłam przez uliczki między schludnymi chałupkami krytymi strzechą. Ludzie wydawali się mnie nie zauważać, zajęci swoimi codziennymi sprawami.
Przeszłam całą wioskę, a z podsłuchanych rozmów dowiedziałam gdzie jest warsztat tegoż rzemieślnika. Skierowałam tam swoje kroki i po chwili stałam przed dużym budynkiem na zboczu góry.
Weszłam tam powoli i skierowałam do sypialni.
I tak, był tam człowiek. Stary, nawet bardzo. Kiedyś musiał być słusznej postury lecz teraz zmalał na starość. Podeszłam do niego powoli. Wiedziałam że on mnie widzi, gdyż wodził za mną przerażone spojrzenie.
- Już czas, Ataleju - powiedziałam do niego spokojnie.
- Ale mój warsztat... i moi synowie - zaczął błagalnym tonem.
- Twoi synowie są już dorośli, Ataleju. Dadzą sobie radę. Przejmą warsztat. Odejdź w spokoju i pozwól im zacząć samodzielne życie - wiedziałam o nim wiele, gdyż Set podsyłał mi różne informacje o rzemieślniku.
Mężczyzna popatrzył na mnie smutnymi oczami.
- Dobrze, ale jak mam stąd odejść? - zapytał.
- Po prostu przyjmij do wiadomości że umierasz, a potem wejdź na mój grzbiet - powiedziałam.
Nie protestował. Ułożył się na łóżku i zamknął oczy. Po chwili stało się coś niesamowitego. Jego dusza zaczęła się oddzielać od ciała i po chwili wdrapała się na mój grzbiet, pozostawiając martwe ciało na łożu.
- Gotowy? - zapytałam rozpędzając się.
Dusza jedynie kiwnęła.
Po chwili byliśmy już w krainie zmarłych.
Set powitał go jak starego przyjaciela i odprowadził na bok. Spojrzał na mnie i skinął głową.
To była najlepsza możliwa nagroda.
Od tego czasu biegałam po ziemi i zbierałam oporne dusze. Nie było różnicy czy t konie, ludzie czy inne zwierzęta. Młodzi czy starzy. Uczciwi czy zbóje. Jeśli Set mówił że przyszedł ich czas to moim obowiązkiem było ich sprowadzić.
Wszystko było normalnie gdyby nie jeden mały rozkaz.
Pewnego dnia tułałam się po lasach i wyjątkowo mocno doskwierała mi moja samotność.
Nagle rozbrzmiał mi tak dobrze znany głos:
- Zarządzam wakacje. Znajdź sobie stado. Poznaj nowe konie. Integruj si. To rozkaz.
Byłam niesamowicie zdziwiona ale też szczęśliwa. Podziękowała Setowi i wyruszyłam na poszukiwanie stada. No i w końcu trafiłam na to. Dołączyłam, a resztę już znasz...
Spojrzałam na niego
Czułam się odkryta, bezbronna. Obnażyłam przed nim dusze i serce i bałam się że może mnie zranić.
(Hermes? Ma być długie! Nie po to się tak rozpisałam żebyś odpowiedział mi w 4 linijkach!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz