wtorek, 13 stycznia 2015

Od Czarnej Wdowy CD Nathenis

- Fu! - wykrzyczałam - cóż za całkowity brak taktu. Pokażę ci jak to się robi.
Spojrzał na mnie, zdziwiony.
- Ty? Znaczy się klacz? - parsknął śmiechem.
Zmierzyłam go spojrzeniem. Może i był szalony i lubił wypruwać flaki, ale był też arogancki i lekkomyślny. Nie był groźny.
Ruszyłam przez las w poszukiwaniu ofiary. Znalazłam ją kilka metrów dalej był to łoś. Sporych rozmiarów, ale nie jakiś gigantyczny. Złapałam go w macki mojej mgły i zaniosłam przed ogiera.
- Widzisz? A ty się bawisz małymi sarenkami - prychnęłam zabierając się do dzieła.
[Ja sobie oszczędzę krwawych scen]
Po wszystkim wszędzie walały się resztki zwierzęcia, ja byłam cała we krwi a mój towarzysz miał szok wypisany na pysku.
- To... to... było niesamowite - stwierdził w końcu - jak wyjmowałaś mu...
- Hej wystarczy. Mnie to nie sprawia przyjemności w przeciwieństwie do ciebie - przerwałam mu grobowym głosem.
Spojrzałam na księżyc i na moim pysku wykwitł szeroki uśmiech.
 - Poczekaj tu - rzuciłam i... zniknęłam.
Tak naprawdę nie zniknęłam, tylko przeniosłam się do krainy zmarłych. Niezły zbieg okoliczności, że akurat była pełnia i północ, nie?
Ruszyłam w stronę kolejek, przed wejściem i wypatrzyłam w nich sarnę i łosia.
- Och, witajcie. Chodźcie ze mną - powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
Zasada była taka że tylko jeden koń na raz, ale oni nie byli końmi, czyż nie?
Po chwili znów pojawiliśmy się na polance. Ogier dalej wpatrywał się w miejsce z którego zniknęłam.
- Idźcie - powiedziałam do zwierząt - i dziękuję.
Łoś i sarna wspólnie prychnęły i pobiegły w las.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał sadysta, gdy wyrwał się z szoku.
- Och, to nic takiego. - odparłam spokojnie.
- Nie chce ci tu truć i tak dalej żebyś przestał to robić bo wiem że i tak mnie nie posłuchasz, Ale mam prośbę - spojrzał na mnie zaciekawiony - mógłbyś ich wybebeszać, kiedy ich już zabijesz? Proszę?
Zastanawiał się chwilę - No... chyba tak - odpowiedział w końcu.
- Super - spojrzałam po sobie - dobra muszę iść się umyć. Cześć.
- Żegnaj - zabrzmiało to tajemniczo.
Po chwili już go nie było.
Ruszyłam w stronę jeziora. Po kilku minutach radośnie się w nim pławiłam w świetle księżyca.
Nagle na brzegu dojrzałam jakąś postać.
Podpłynęłam bliżej żeby się jej przyjrzeć.
Miała ciemną sierść. I skrzydła. I mnóstwo niebieskich włosów. Jako grzywa, ogon, szczotki. Naprawdę mnóstwo.
Byłam pewna że nigdy jej nie spotkałam:
- Kim jesteś zapytałam?
(Kaskada?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz