Wszedłem głębiej w Mroczny Las. Przede mną wciąż pojawiały się zwalone kłody drzew, miecze i resztki posągów. Te rośliny które jeszcze nie zdechły porastały drzewa pnąc się w górę i szukając kawałka zimowego słońca. Ostrożnie podnosiłem kopyta by przypadkiem nie nadepnąć na hełmy poległych w tych lasach. Zastanawiało mnie co się tu zdarzyło. Dziwiło mnie również to, że nie było tam kości - same zbroje i uzbrojenia.
Szedłem przez ten las upiorów dążąc do Dol Guldur, mając nadzieję na zobaczenie swoich znajomych, a właściwie mojego ojca znajomych. Byćmoże zobaczą we mnie go i przyjmą mnie z radością. A co jeśli mnie nie przyjmą? A co jeśli to co zdarzyło się w Mrocznym Lesie stało się też z Dol Guldur? Te myśli nie napawały mnie szczęściem.
Droga przez Las dłużyła mi się niesamowicie. Wydawało mi się że czas płynie wolniej, a moje ruchy są spowolnione. Po czasie jaki spędziłem w tym przerażliwym lesie, trudno mi było podnieść kopyta, jakby były w smole. Czułem się jakbym miał 3 tony.
- Nigdy już stąd nie wyjdę, nie za pomocą moich mięśni. Po co ja w ogóle tu szedłem? - pytałem sam siebie. - Ogarnij się, Hermesie! - skarciłem siebie. - Nie czas żeby się poddawać!
Zauważyłem lekkie światełko w oddali zacząłem biec. Przepychałem się między drzewami by jak najszybciej wyjść z tego lasu. Światło świeciło jaśniej, gdy podbiegłem. Zaczęło przybierać formę konia i w końcu wyglądało jak świecąca Kalipso. Tylko że Kalipso była kremowej maści, a światło było niebieskie, więc i ona była niebieska.
- Tylko nie ona... - przebiegło mi przez myśl.
Czemu zawsze ona? Nie chciałem jej znać.
- Hermesie... Mój drogi... - zaczęła ale jej przerwałem:
- Odejdź Kalipso. Twoje miejsce jest w Hadesie.
- Proszę cię. Wybacz mi. Po prostu wybacz. - spiorunowałem ją wzrokiem.
- Nie. Dlaczego znów mi się objawiłaś? - spytałem się jej zły na cały świat.
- Żeby cię powstrzymać przed wejściem do Dol Guldur. Nie zaznasz tam nic poza chciwością i próbą zemsty.
- Zemsty? Ja im coś zrobiłem? - próbowałem się czegoś od niej dowiedzieć.
- Czemu chciałeś tam pójść? - zapytała nie odpowiadając na moje pytanie.
- Chciałem prawdy. Chciałem stałego domu w którym mógłbym się zakochać, założyć rodzinę i żyć jak normalny koń!
- Niestety to nie tam... Rozejrzyj się. Nie widzisz tego co jest najbliżej.
Mówiła o stadzie? Warto by spróbować, ale jak dotąd tylko dwie osoby mnie polubiły. Reszta uciekała.
Poświata Kalipso zamigotała.
- Ostatnio jak cię widziałem byłaś duchem. Kim jesteś teraz? - spytałem się jej.
- Zeus podarował mi nieśmiertelność i powróciłam do świata żywych. Lecz nie mogę stąpać po świecie - wskazała łbem na swoje kopyta. Rzeczywiście unosiły się centymetr na ziemią - Mieszkam na Olimpie.
- Czemu?
- Zrobiłam coś bohaterskiego. Nie, nie mówię teraz o uratowaniu ci życia. - zarżała i nade mną pojawiła się lekka mgiełka - Za minutę przeniesie cię ona na terytoria stada. Pamiętaj, że cię kocham. Nie zapomnij o mnie, proszę - powiedziała ze smutkiem w oczach i znikła.
A właściwie ja znikłem, bo znalazlem się nad znajomym jeziorem.
Demon?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz